5 lat temu napisałam krótki tekst z okazji Dnia Kobiet. Pisałam w nim o tym jak ważne jest “siostrzeństwo”, dlaczego musimy być ze sobą solidarne. Pisałam o empatii, o potrzebie życzliwości wobec innych kobiet, o tym, że powinnyśmy trzymać się razem. Pisałam o tym, że nie godzi się dbać wyłącznie o własną dupę, bo ostatecznie jedziemy wszystkie na tym samym wózku i nigdy nie wiadomo kiedy to tobie akurat powinie się noga. Dzisiaj wiem już, że byłam w błędzie, a mój tekst to mrzonka.
 
W 2016 roku, czyli wtedy kiedy pisałam wyżej wspomniany felietonik, w Polsce formował się Ogólnopolski Strajk Kobiet. Rozmawiałyśmy wtedy o proteście w Irlandii z 1975 roku, kiedy to niemal wszystkie kobiety naraz odeszły od biurek, walnęły rękawicami kuchennymi o blat i wyszły na ulice. Chodziło o zilustrowanie reszcie społeczeństwa co się stanie, jeżeli praca kobiet nie zacznie być w końcu traktowana poważnie i sprawiedliwie wynagradzana. Najpierw nieśmiało, potem coraz odważniej, coraz goręcej, dyskutowałyśmy o przeprowadzeniu takiej samej inicjatywy na naszym podwórku. W końcu stało się - Czarny Protest, powódź parasolek na ulicach polskich miast, pospolite ruszenie. Przypomnę, że stawką były przede wszystkim nasze prawa reprodukcyjne - czyli de facto prawo do autonomii, podmiotowości i decydowania o swoim zdrowiu i życiu. Późno, bo późno, wszak to już 16 lat po sprawie Alicji Tysiąc, ale od momentu wygrania wyborów przez PiS w 2015 nagle zaczęło nam się palić pod tyłkiem.
 
W tej chwili, w roku 2021, prawo dotyczące aborcji zostało jeszcze bardziej zacieśnione, a dyskurs przesunął się skrajnie w prawą stronę. Teraz nie dyskutujemy już nad tym czy to prawo poluzować i na ile - teraz staramy się przekonać polityków, że jesteśmy ludźmi, czujemy i myślimy samodzielnie, a nie jesteśmy inkubatorami z powiększonymi gruczołami mlecznymi. Teraz wypowiedzi takie jak “musimy się zastanowić jak karać kobiety za aborcję” przechodzą normalnie w mediach, i burzy się o nie jak zwykle garstka feministek. A reszta? Reszta ma to w dupie.
 
W całym tym procesie walki o swoje prawa chętnie powołujemy się na patriarchat i odpowiedzialnością obarczamy przede wszystkim mężczyzn. Mężczyźni trzymają władzę w tym kraju, sterują polityką, więc ograniczenie praw kobiet w Polsce to ich wina. Tak? No nie do końca. Ciężko się kłócić z tym, że z tytułu patriarchalnej kultury mężczyznom przysługuje wiele przywilejów. Z tego powodu możliwe, że wielu z nich w takim systemie jest bardzo wygodnie i nie widzą potrzeby nic zmieniać. Nawet kiedy patriarchat walnie ich prosto w pysk - bo na przykład z automatu przegrywają sprawę o przyznanie opieki nad dziećmi po rozwodzie - nie wiedzą co ich uderzyło. Ale jak to możliwe, że kobiety, które po pysku dostają codziennie, są tego patriarchatu największymi strażniczkami?
 
Nie chodzi mi o te wszystkie ciotki Lidie, te Kaje Godek. Tak, są kobiety, które aktywnie działają na szkodę innych, są architektkami świata, w którym kobietami się gardzi. Ale nie o nich jest ten tekst. Ten tekst jest o tobie. Ty, która ustawiasz sobie piorun na profilówce, a później piszesz o innej kobiecie: “było nóg nie rozkładać!”. Ty, która mówisz o drugiej kobiecie, że “mogła tam nie iść”, “mogła się z byle kim nie puszczać”, “mogła się tak nie ubierać”. Która co prawda łaskawie zgadzasz się na decydowanie przez kobietę o własnym ciele, ale tylko kiedy “ma powód, a nie fanaberię”, ukorzy się przed wszystkimi i popłacze w specjalnie do tego przeznaczonym pokoju. Ty, która mówisz “dobra, najwyżej w razie czego pojadę sobie do Niemiec i zapłacę 400 euro, nie ma o co się kłócić”. Ty, która robisz drugiej kobiecie pod górkę w pracy. Ty, która kradniesz pracę innej kobiety, a sobie przypisujesz zasługi (pozdrawiam organizatorki manify w moim mieście). Ty, która obrabiasz dupę koleżance, licząc na aprobatę mężczyzn. Ty, która mówisz “nie jestem taka jak inne kobiety, ja się nie obrażam o byle co”. Ty, która oburzasz się na feminatywy, bo “adwokatka to jest ciastko, a ja jestem adwokatem”. Ty, która mówisz "to tylko żarty, trochę dystansu, drogie panie". Ty, która na protest nie wyjdzie, bo za głośno, bo nieładnie przeklinać, bo korek w centrum. To ty jesteś powodem dyskryminacji kobiet. Ty przykładasz rękę do systemu, w którym próżno liczyć na równe szanse i sprawiedliwość. A skoro tak ci w nim dobrze, tak się wygodnie umościłaś, to zdejmij ten piorun z profilówki, zrób sobie nakładkę z Ordo Iuris albo coś.
Może się mylę. Może nie jest tak, że poskakałyśmy, pokrzyczałyśmy, a teraz czas na powrót założyć rękawice kuchenne i uśmiechać się, kiedy ktoś w biurze opowie prześmieszny żart o biciu żony (pozdrawiam kolegów z pracy). Mam nadzieję, że się mylę - proszę, udowodnij mi.

Reposted from poliszurek